niedziela, 12 lutego 2017

Jak to się zaczęło?

Nie wiem co było pierwsze... on kochał góry, jak kochałam góry, czy my kochaliśmy siebie nawzajem? W każdym bądź razie połączyła nas miłość. Ślubowaliśmy sobie, że będziemy razem na dobre i na złe. Chcieliśmy się razem zestarzeć. Czas mija, pojawiły się góry i doliny życia codziennego, zaczęliśmy się starzeć. A więc marzenia się spełniają!!! 
Niezależnie od siebie marzyliśmy wejść na Kilimandżaro... i to było w sam raz na miodowy miesiąc.
Potem w naszym domu pojawiły się dwa szkraby. Silnie związane z górami. Wywróciły nasze życie do góry nogami. Mają w sobie to co góry, szczyty i doliny. Ta mieszanina szczęścia i niewsypania. Dzięki nieustępliwości i pewności siebie znalazły się na szczycie naszych priorytetów. 
Gdy pierwsze szczęśliwe miesiące rodzicielstwa mieliśmy już za sobą, pojawiły się pierwsze wspólne wyprawy. Pierwsze zdobyte szczyty. Każdy tak jak potrafił - w brzuchu, w nosidle, na barana, na rękach i ta ta dam: na własnych nogach.
A potem 8-ego lutego 2017 roku pytam: - a może byśmy zdobyli koronę Europy? - dobra. 
I już. Słowo się rzekło. Maszyna ruszyła. Etap przygotowań, planowania, motywacji.
Po chwili smyki chciały dołączyć się i zdobyć koronę świata. Po negocjacjach stanęło na tym, że rozpoczniemy od Korony Polski. 
Zdobędziemy dwie korony, odpowiednio do rozmiaru głowy.

Na dzień dobry Kuba ma zdobyte 3 z 46 szczytów. A ja dokładnie tyle samo co Kru i Zanzi... 1 (za to ja w stylu klasycznym ;)